Zbigniew Czarnuch o wypędzeniu Żydów

Zbigniew Czarnuch opowiada o dyskryminacji i prześladowniu Żydów w Polsce podczas II wojny światowej:

„Impulsem drugim mojej praprzyczyny zainteresowania się dziejami tego narodu była groza losu, który na niepojętych prawach wyroków Opatrzności Ickowi, jego rodzinie, jak i członkom rodziny Waksmanów był pisany.

Nastał 1 września 1939. Eskadry bombowców Luftwaffe zrzuciły o świcie pierwsze w tej wojnie bomby na uśpiony Wieluń oddalony od Lututowa w prostej linii o kilkanaście kilometrów. Ich detonacje wsparte ponurym hukiem maszyn nadlatujących niemieckich bombowców, lecących niszczyć inne fragmenty Polski, zerwały nas ze snu. Gdy ojciec ustalił, że wybuchła wojna, polecił rodzinie: Pakować się, będziemy uciekali. Od tego czasu przez dwa tygodnie wędrówki moja pamięć dziewięciolatka utrwaliła wręcz taśmę przesuwających się obrazów z Niemcami w rolach głównych. W tym tak silnie utrwalona scena nalotu na naszą kolumnę uciekinierów, podczas którego niemiecki lotnik strzelał z karabinu maszynowego do ludności cywilnej, siejąc śmierć, cierpienie i zniszczenie.

A potem powrót i ta scena w Złoczowie, tuż przed dotarciem do Lututowa. Pusty prawie rynek ze zdewastowanymi domami miasteczka, a na nim grupa rozbawionych żołdaków przygląda­jących się pastwieniu się przez jednego z nich nad starym Żydem. Niemiec usiłował bagnetem ucinać mu brodę, a jego kompan w tym czasie, być może żonie chasydy, rozrywał bluzkę, by zerwać jej z szyi woreczek. Tuż przed wojną razem z powszechnym kursem używania masek przeciwgazowych zalecano na wypadek wojny szycie woreczków na dokumenty i koszto­wności oraz noszenie ich na szyi.

Żywa obecność tej sceny w mej pamięci być może ma związek z silnym przeżyciem nieznanego mi dotąd uczucia grozy i potępienia dla sprawcy połączonej ze współprzeży­waniem dramatu ofiar.

Po dotarciu do Lututowa okazało się, że nasze mieszkanie zajęli Niemcy i zostaliśmy dokwaterowani do domu w innej części miejscowości i nasz kontakt z Waksmanami, a mój z Ickem, został przerwany.

Pamięć przechowuje obrazy z rynku, na którym lututowskim Żydom, pilnowanym przez uzbrojonych żołnierzy Wehrmachtu, kazano łyżeczkami usuwać trawę wyrosłą pomiędzy kamieniami bruku. Mówiono w miasteczku, ze zgrozą, jak to Niemcy dla ich upodlenia kazali Żydom podczas czyszczenia sławojek, jak nazywano drewniane ustępy, gołymi dłońmi napełniać wiadra ludzkimi odchodami.

Przez kilka miesięcy okupant uruchomił dla polskich dzieci szkołę, do której z bratem uczęszczaliśmy. Po jej rychłym zamknięciu rodzice zadecydowali o wysyłaniu nas na nauczanie konspiracyjne. Uczyła nas córka jednego z przedstawicieli tej grupy lututowskich zamożnych Żydów, którzy swą dalszą przyszłość w Polsce widzieli w asymilacji, w staniu się Polakami pochodzenia żydowskiego. Byli wyznawcami odłamu judaizmu zwanego haskalą - intelektualnego ruchu Żydów europejskich epoki oświecenia opowiadających się za integracją ze społecznościami nieżydowskimi, polepszeniem edukacji obejmującej także sprawy świeckie oraz naukę języka hebrajskiego i historii żydowskiej. Lekcje dawała nam w domu swych rodziców. Była studentką polonistyki i przez kilka miesięcy uczyła nas języka polskiego, historii oraz języka niemieckiego. Ojciec przekonywał mnie i brata, że trzeba znać język wroga. Nasza nauczycielka swą urodą blondynki z jasnymi oczami odróżniała się od swych rodaczek. Kiedyś, gdy w miasteczku zaczęto mówić o zamknięciu tutejszych Żydów w getcie wydzielonym z części miasteczka, zwierzyła się nam, dzieciakom, że liczy na tę swoją urodę, iż może uda się jej przed gettem uratować.”

 

Quelle

Grażyna Aloksa, Catherine Griefenow-Mewis und Mirosława Jach. Kto opowie nasze losy? / Wer erzählt von unseren Schicksalen? Gorzów Wielkopolski: Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie „Educatio Pro Europa Viadrina” / Deutsch-Polnischer Verein „Educatio Pro Europa Viadrina”, 2021, S. 14-15.