Zbigniew Czarnuch opowiada o ludobójstwie Żydów w Polsce podczas II wojny światowej:
„Latem 1940 roku ojciec, ukrywający się przed Niemcami w obawie przed zaaresztowaniem, które spotkało przedstawicieli miejscowej inteligencji, zadecydował o przeprowadzce do rodzinnej nadwarciańskiej wsi w rejonie Osjakowa. I tak nasz kontakt z Lututowem został przerwany.
Osjaków, podobnie jak inne miasteczka ziemi wieluńskiej, był także licznie zamieszkały przez ludność żydowską, stanowiącą prawie połowę mieszkańców. Żyjąc na wsi, przychodziliśmy tam do żydowskich krawców, szewców, a najczęściej do fryzjera, znajomego rodziców z czasów szkolnych i późniejszych, gdy mieszkając tutaj pobrali się.
W roku 1942 mieszkaliśmy w nadwarcianskiej wsi Dębina, leżącej na lewym brzegu Warty, a na prawym brzegu rzeki był Osjaków.
W sierpniu pasłem kozę w pobliżu mostu, na którym pewnego dnia przed południem pojawiła się kolumna ciężarówek wypełnionych wojskiem. Obserwowałem, jak samochody zatrzymały się przed miasteczkiem i uzbrojeni żołnierze rozbiegli się z nich na prawo i lewo, prawdopodobnie otaczając je kordonem. Po pewnej chwili usłyszałem karabinowe wystrzały i zobaczyłem w kilku miejscach unoszące się nad Osjakowem dymy palonych domostw. Przerażony przygnałem kozę do domu. Następnego dnia, gdy rodzice dowiedzieli się, że Niemcy wypędzili wszystkich Żydów z ich domów i zamknęli w katolickim kościele, postanowili, abym, jako chłopiec zaradny i obrotny, z torbą wypełnioną chlebem i innym pożywieniem oraz z butelką herbaty, udał się do Osjakowa i podał ją przez metalowe ogrodzenie kościoła naszemu fryzjerowi, gdy zamkniętych za ogrodzeniem Żydów strzegli miejscowi niemieccy żandarmi, obchodząc w patrolach otoczenie kościoła. Podczas ich obchodu był taki moment, gdy znikali za zakrętem i zgromadzeni przed kościołem dość licznie Polacy mieli możliwość przez chwilę skontaktować się z zaaresztowanymi. Skorzystałem z tego i ja, prosząc o przywołanie fryzjera. I gdy po raz drugi taki moment się pojawił, pobiegłem do czekającego na mnie znajomego i torbę mu przekazałem.
Po kilku dniach zostali wywiezieni do Wielunia, skąd trafili do getta w Łodzi albo obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem.
W ten sposób żyjąca od blisko 300 lat żydowska mniejszość w Osjakowie przestała istnieć. Synagoga się zachowała i służy dziś jako hala targowa sklepu. Na cmentarzu macew nie ma.
Ta przejawiona postawa moich rodziców wobec ofiar przemocy i moje przeżycia związane w jej wyrażeniu doznane w tamtych okolicznościach, miały stać się szczytowym momentem sumy drugiej grupy motywów mojego dzisiejszego zajmowania się tematyką żydowską. Motywów związanych z pielęgnowaniem pamięci naszych sąsiadów, których część mieszkańców planety Ziemia uznała za chwast ludzkości wymagąjacy wytępienia.“
Grażyna Aloksa, Catherine Griefenow-Mewis und Mirosława Jach. Kto opowie nasze losy? / Wer erzählt von unseren Schicksalen? Gorzów Wielkopolski: Polsko-Niemieckie Stowarzyszenie „Educatio Pro Europa Viadrina” / Deutsch-Polnischer Verein „Educatio Pro Europa Viadrina”, 2021, S. 15-16.